W przeciągu ostatniego roku moje nastawienie do jedzenia diametralnie się zmieniło.
Wczoraj zastanawiałam się od kiedy tak naprawdę jest ze mną ana, czy od momentu kiedy znalazłam pierwszy motylkowy blog, a może od chwili kiedy moja była zasugerowała mi dietę baletnicy by zrzucić pare kilo..
Sama już nie wiem, jedyne co jest pewne to, to że, różnie między mną a aną bywało.
Głodziłam się > Chudłam > Zaczynałam jeść więcej> Tyłam > Głodziłam się
I tak w kółko. Rok temu postanowiłam zacząć od nowa, tym razem na poważnie.
Przez 4 miesiące schudłam 10kg, później kolejne 5kg. Nastał urlop z M. no i ana poszła w odstawkę.
Ale waga stała w miejscu. Potem kolejne beznadziejne próby powrotów, które zawsze kończyły się tak samo, ale gdzieś podświadomie liczyłam kalorie, wiem że przez większość tych dni "zdala od any" nie przekraczałam 800 kcal.
Nowy rok, silne postanowienie, wrócić na poważnie do any, pewien czas było dobrze, potem studniówka, ferie u M. Waga podskoczyła do 68kg. Postanowiłam założyć bloga. I tak znalazłam się tu, wśród cudownych dziewczyn, które są dla mnie mega motywacją, dziękuję wam że, czytacie moje wypociny i zawsze służycie dobrym słowem.
Niestety coraz częściej mam wrażenie że 500-400 kcal to za dużo na dzień, próbuję walczyć z manią ważenia się 32839827 razy dziennie, czuje się mega źle gdy widzę na wadze chociaż 0,1 kg więcej, mimo iż wiem że, to normalne wahanie wagi. *wzdycha* Od 12 lutego stoję w miejscu waga się waha między 65 a 64 kg nie chce ani grama poniżej 64 spaść .. Może zacznę baletnicę od marca? ..
Przepraszam za te smęty ale potrzebowałam się gdzieś "wygadać "